Wieczory coraz dłuższe, zmrok zapada coraz wcześniej, często też powieje zimowym chłodem. To znak, że zbliża się adwent…
Adwent, od łacińskiego słowa „adventus”, oznacza przybycie, przyjście. Co roku rozpoczynamy ten okres roku liturgicznego pod koniec listopada albo na początku grudnia. Od czego to zależy? Otóż pierwszą niedzielą adwentu jest ta niedziela, która jest bliższa 30 listopada, czyli święta św. Andrzeja Apostoła. W bieżącym roku taka niedziela wypadnie 28 listopada i to jest właśnie I Niedziela Adwentu.
W czasie adwentu Kościół bardzo często posługuje się w swojej liturgii księgą proroka Izajasza. Mówi ona wiele o nadejściu Dnia Pańskiego, czyli Sądu Ostatecznego. I to jest właśnie pierwszy cel adwentu: przygotować się na powtórne przyjście Pana Jezusa.
Kościół czyta nam Ewangelię o czuwaniu i oczekiwaniu na przyjście Pańskie. Stawia nam przed oczyma największego proroka, św. Jana Chrzciciela, który nas wzywa do „prostowania dróg” przed nadchodzącym Panem. Każdy z nas zna wyboje i nierówności na własnej drodze, to znaczy swoje grzechy i wady. W adwencie staramy się zastanowić nad sobą, pomyśleć, czy byłbym odpowiednio przygotowany, gdyby Chrystus teraz przyszedł na ziemię. Jeżeli nie, to co muszę zrobić, żeby być przygotowany? Jakich wad i nałogów się pozbyć? Jakie dobre uczynki spełnić?
Pamiętamy, że czas adwentu jest czasem bezpośredniego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, tak bardzo ukochanych w polskiej tradycji. Coraz bliżej jest 25 grudnia, kiedy to znowu powitamy Boże Dziecię w betlejemskim żłóbku. Przychodzimy do kościoła na roraty, czyli na tą piękną Mszę św. ku czci Najświętszej Maryi Panny. Jej obecność symbolizuje paląca się blisko ołtarza świeca, tzw. roratnia. Maryja czekała na narodzenie Swojego Syna. Ona też najlepiej pomoże nam przygotować się na Jego narodziny. Starajmy się przygotować godne mieszkanie Panu Jezusowi w naszych sercach, w naszych duszach.
Zróbmy wszystko, by mu w naszych sercach było lepiej i cieplej niż kiedyś w betlejemskiej stajni. Niech nasze drobne wyrzeczenia będą Mu posłaniem, a nasze dobre uczynki niech okryją Boże Dzieciątko i osłonią Je przed mrozem grzechu i chłodem niewiary.
Adwent to czas spowiedzi świętej. Na święta sprzątamy nasze mieszkania, troszczymy się o świąteczną choinkę, prezenty, a mielibyśmy zapomnieć o obmyciu naszej duszy z grzechów? Jakież to smutne święta, kiedy wargi bezwiednie wymawiają słowa kolędy: „Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem…”, a tego miejsca nie ma w nas samych, bo w naszych duszach króluje grzech. Przypominamy wtedy Heroda, który z jednej strony kłania się Zbawicielowi, a z drugiej obraża Go i zasmuca swoimi grzechami.
W ostatnim czasie przybyły do nas obce zwyczaje. Reklamuje się rożnego rodzaju towary już zaraz po dniu Wszystkich Świętych. Chodzi o to, żeby przekonać ludzi, iż szczęśliwe święta będą mieć dopiero wtedy, kiedy kupią określone towary, prezenty. Jest to perfidna próba odarcia świąt Bożego Narodzenia z ich religijnego charakteru, a uczynienie z nich święta zakupów, handlu. Owszem, nie ma nic złego w tym, że pod choinką każdy znajdzie dla siebie jakiś prezent, ale katolik będzie pamiętał, że prezenty są tylko oprawą świąt, a nie ich treścią. Główną postacią świąt Bożego Narodzenia – jak każdych innych – jest Pan Jezus. Nie będziemy szczęśliwi, choćbyśmy zostali obsypani ogromem prezentów, jeżeli Chrystusa nie będzie w naszych sercach. Prezenty, jako rzeczy materialne, szybko nam się znudzą, a w sercu nadal będzie pustka, która tym bardziej będzie boleć, im więcej spodziewaliśmy się, że rzeczy materialne nas uszczęśliwią.
Niech czas adwentowy będzie dla nas czasem przygotowania. Przygotujmy się na Sąd Boży i do godnego obchodzenia świąt Narodzenia Pańskiego. Pomoże nam w tym Matka Boża, która pierwsza oczekiwała na narodzenie Swojego Syna, ale potrzebna jest też nasza gotowość. Przypomnijmy słowa poety:
Wierzysz, że Bóg się zrodził w betlejemskim żłobie?
Lecz biada Ci, jeżeli nie zrodził się w Tobie!
Ks. Marek Demski