Kandydaci do wyniesienia na ołtarze związani z naszą Kolegiatą:
Sługa Boża Anna Jenke
Służebnica Boża Anna Jenke urodziła się 3 IV 1921 r. w Błażowej k. Rzeszowa. Od 7 roku życia wraz z rodzicami, którzy byli nauczycielami – na stałe zamieszkała w Jarosławiu. Szkołę średnią ukończyła u ss. Niepokalanek w Jarosławiu w 1939r. W czasie wojny i okupacji była czynnie zaangażowana w konspiracji, niosła pomoc wraz z innymi harcerkami – jeńcom, rannym i ludziom poszkodowanym. Dla dzieci najbiedniejszych zorganizowała akcję „kromka chleba”. Brała też udział w tajnym nauczaniu. W 1945 r. rozpoczęła studia w UJ, które ukończyła w 1950 r., uzyskując stopień magistra filologii polskiej. Od 1950 r. do końca życia, pracowała jako polonistka i wychowawczyni młodzieży szkół średnich w Jarosławiu. Jej praca pedagogiczna i wychowawcza przebiegała w bardzo trudnym okresie – w systemie stalinowskim. Wtedy to wykazała wielką odwagę w wyznawaniu prawd wiary, swej przynależności do Chrystusa i Kościoła. W tym też duchu wychowywała całe rzesze młodych pokoleń. Szczególną troską otaczała młodzież z tzw. marginesu społecznego i „dzieci ulicy”. Opiekowała się też biednymi, chorymi i samotnymi ludźmi. Wszystkim niosła pomoc moralną i materialną. Zmarła w Jarosławiu trawiona ciężką chorobą nowotworową – 15 II 1976 r. Mocą i siłą w tej pracy był dla niej sam Chrystus. Odznaczała się głęboką wiarą i nieprzeciętną miłością Boga i bliźniego. Na co dzień żyła Ewangelią. Boga wprowadzała w środowisko szkoły i wszędzie tam, gdzie go eliminowano z życia. Przez to stała się autentycznym świadkiem Chrystusa – współczesnym świeckim apostołem.
Dlaczego Pan Bóg zabiera pewnych ludzi do siebie, gdy są jeszcze młodzi i pełni sił? Nie ma sensu silić się nad tą zagadką. To tajemnica. Jednak gołym okiem widać, że często dopiero poprzez czyjąś fizyczną nieobecność zostaje ujawniona pełnia prawdy o nim. Zwłaszcza gdy za życia był dla innych jakby przeźroczysty; nigdy nie było go widać w pierwszych rzędach, nie wychodził na czoło pochodów ani nie wypinał piersi po ordery. Pozostawał w cieniu, choć był kimś niebanalnym, duchowo pięknym. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Prawdziwa wielkość często musi zniknąć z pola widzenia, by mogła zostać odkryta. Taką ukrytą perłą była Anna Jenke, skromna nauczycielka języka polskiego z Jarosławia. Dziś miałaby 90 lat. Odeszła prawie pół wieku temu. 22 maja w jej rodzinnym mieście kochające ją i pamiętające osoby urządziły jej huczne urodziny. Uczestników urodzin było kilka setek.
Jak najlepiej uczcić pamięć kogoś, kogo się kocha? Pokazać, kim był. Te urodziny, dzieło jej duchowych dzieci, były świadectwem, kim była. Nosiły piętno niepowtarzalnego stylu tej nauczycielki z prowincji. Codziennie rano, przed pierwszym dzwonkiem na lekcje, Anna Jenke, pani o olśniewającej urodzie, wielkiej osobistej kulturze i starannym wykształceniu, była na Mszy św. w jarosławskiej kolegiacie. Zatem urodziny rozpoczęły się od uroczystej Mszy św. właśnie w tej świątyni. Homilię wygłosił ks. prof. Tadeusz Guz.
Anna Jenke była wychowawczynią z powołania. Miała klucz do ludzkich serc. Czytała w nich. Taka jest misja wychowawcy. On nieustannie zagląda w oczy, pyta, analizuje sytuację słabszego od siebie człowieka. Zastanawia się, a potem walczy – stwarzając klimat bezpieczeństwa i zaufania. Potrafi się pochylić nad każdą samotnością, smutkiem, lękiem. A tego nie brakowało w grupie najbardziej bezbronnej wtedy, w latach 50., 60., i 70. ubiegłego wieku, w Jarosławiu i nie brakuje dziś – ta grupa jest tak samo bezbronna. Anna Jenke nie potrafiła udawać, że nie dostrzega bied swoich uczniów. A podstawową z nich był brak Boga. Nie przechodziła obojętnie wobec cierpienia, zajęta swoimi zeszytami i klasówkami, czy wobec jakiejkolwiek nawet bezgłośnej skargi. Dostrzegała każde zdenerwowanie, spuszczenie oczu, niepewność.
Wiedziała o powierzonych sobie dzieciach wszystko – kto nie dojada, kto choruje, kogo odrzucają koledzy, kto przeżywa dramat w rodzinie, kto wątpi w swoje możliwości. Kto rozpaczliwie szuka Boga. Taka była ta jarosławska piękność. Nie szukała siebie, lecz innych – dla Boga.
W najmroczniejszych czasach – w stalinizmie i potem, w epoce „rozwiniętego socjalizmu” Anna potrafiła łączyć pasjonujące lekcje literatury, podczas których otwierała oszałamiające perspektywy duchowego świata arcydzieł polskich autorów, z modlitwą w klasie, z potajemnym organizowaniem rekolekcji wakacyjnych i z domową katechezą. A także z wychowaniem patriotycznym. Dyskretna, zdecydowana, nieprzejednana. Najbardziej zaniedbane dzieci, z rodzin alkoholików i ludzi nieradzących sobie z życiem, przygotowywała osobiście do I Komunii św.
Dlatego wyrzucono ją ze szkoły i przez kilka lat pracowała jako bibliotekarka, później wróciła do zawodu.
Ta elegancka, z wrodzonym poczuciem smaku, a przy tym żyjąca w samotności – z wyboru – kobieta, stawała się duchową matką wszystkich, którzy się z nią zetknęli. Dlatego na jej urodzinach wspominano ją jako niezwykłą osobowość w najróżniejszych relacjach z ludźmi – jako koleżankę ze szkoły, nauczycielkę, harcerkę, opiekunkę chorych uczniów w szpitalu. Śpiewał o niej rodzinny zespół utalentowanych muzyków – i ich przyjaciół – z Głubczyc, spod Opola. Wspominali ci, którzy znali ją osobiście – w tym jej spowiednik – i ci, którzy zetknęli się z nią dopiero po jej odejściu – dzięki komuś, kto niezmordowanie, od lat, ukazuje jej obraz dzisiejszemu światu, zdziwionemu, że mogą być takie kobiety. To siostra Bernadeta Lipian, duchowa córka Anny, która działa jak Anna – dyskretnie, szlachetnie i konsekwentnie. Nie unosi ją uczucie, lecz silna wola, charakter.
Anna nie była cierpiętnicą, była człowiekiem czynu i walki. Świadomie szła drogą świętości. Nie było nic sentymentalnego, „zniewieściałego” w jej postawie i w jej wyborach. Choć tak delikatna, kobieca, pełna taktu, powściągliwa – wychowana przez przedwojenny, katolicki, inteligencki dom, z jego wysoką kulturą duchową i materialną i priorytetem służby drugiemu człowiekowi – walczyła jak mężczyzna. O każdego człowieka.
Była apostołką Fatimy. Z orędziem Matki Bożej z Fatimy zetknęła się jeszcze w latach 40. XX wieku. W wielkiej tajemnicy, we współpracy z zaufanymi księżmi, organizowała w Jarosławiu sobotnie całonocne czuwania. Osobiście przygotowywała na nie rozważania. Rozumiała – jak niewiele osób z jej pokolenia, a nawet i dzisiaj – jak ważna jest intencja wynagradzająca.
Jej dewizą było: „Bez Matki Bożej nic nie zaczynać, z Nią wszystko się uda”. Nie wypuszczała z rąk różańca. Jej patronką była Pani Jazłowiecka z kaplicy sióstr niepokalanek, do których szkoły uczęszczała przed wojną. Prosiła Ją: „Tylko pomóż mi dobrze odczytać głębię tajemnic Różańca…”. Jeszcze jako licealistka, po rekolekcjach szkolnych, dopominała się u Niepokalanej o pomoc w wytrwaniu w postanowieniach: „Wspomóż moją wolę i daj, żebym odtąd życie Tobie poświęciła… Chcę kochać Matkę Bożą i Jezusa i pytać Ich o wszystko”. To ważne świadectwo, wiara nie powinna, nie musi być uczuciowa, najistotniejsza jest postawa oparta na intelektualnym poznaniu, świadomy wybór Boga i swojej drogi, i wytrwanie w nim.
Na urodzinowym spotkaniu nie było zbyt dużo cytatów z wypowiedzi Anny czy z pozostawionych przez nią zapisków, choć można znaleźć ich wiele w dokumentach gromadzonych przez Towarzystwo Przyjaciół Anny Jenke. Mówiono jednak dużo o tym, jaki obraz kobiety prezentowała. Anna wyrażała ewangeliczny ideał kobiecości. Ideał dziewicy, oblubienicy Chrystusa i duchowej matki. „Virgo, sponsa et mater”. Wzór dla dzisiejszych Polek. Jedyny wzór prawdziwej kobiecości. To zdumiewające, jak on dziś fascynuje, dla ilu osób staje się żywą inspiracją. Tym silniej – im więcej lat upływa od śmierci jarosławskiej nauczycielki.
Dzięki wytrwałości jej duchowych dzieci, a zwłaszcza s. Bernadety Lipian, proces beatyfikacyjny sługi Bożej Anny Jenke znajduje się już w końcowej fazie.
Cytaty za: Anna Jenke, „Dzienniczki i rozważania”, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Anny Jenke, Jarosław, tow.jenke@gmail.com.
Modlitwa o beatyfikację Sługi Bożej Anny Jenke
(do prywatnego odmawiania)
Boże i Ojcze nasz, Ty obdarzyłeś Służebnicę Twoją Annę, wzorową nauczycielkę i wychowawczynię, świadka Chrystusa w czasach szczególnie trudnych i wymagających osobistej odwagi – duchem apostolskiej gorliwości, nieprzeciętnej miłości bliźniego, obdarz ją łaskawie chwałą ołtarzy, a mnie za jej wstawiennictwem, udziel łaski……………, o którą Cię z ufnością proszę. Amen.
Ojcze Nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…
ks. Piotr Skarga
Piotr Skarga Powęski urodził się 2 lutego 1536 roku w Grójcu, na Mazowszu, w szlacheckiej rodzinie Michała i Anny ze Świątków. W wieku siedemnastu lat wstąpił na Akademię Krakowską. W 1562 roku przyjął święcenia subdiakonatu i objął funkcję kaznodziei w katedrze lwowskiej. Święceń kapłańskich udzielił mu arcybiskup lwowski Paweł Tarło.
Jako kaznodzieja katedry we Lwowie, zyskał szybko rozgłos dobrego mówcy. Za wzmocnienie wpływów Kościoła katolickiego, Tarło mianował Piotra Skargę kanonikiem, a następnie kanclerzem kapituły lwowskiej. Obarczony od początku swojej działalności licznymi obowiązkami, nie zaprzestał pracy nad swoim wykształceniem. Śledził także wydarzenia religijne w Polsce i za granicą. Prowadził życie bardzo ubogie, wszystko co posiadał, rozdawał biednym. Oprócz wypełniania swoich urzędowych obowiązków w kapitule, odwiedzał chorych w szpitalach i udzielał ostatniej posługi kapłańskiej skazańcom.
Wstąpienie do zakonu Jezuitów
O zamiarze wstąpienia do Societatis Jesu myślał Skarga od pobytu w Wiedniu, gdzie przez jakiś czas przebywał wraz, z powierzonym jego opiece wychowawczej, synem kasztelana krakowskiego Jędrzeja Tęczyńskiego. Piotr Skarga, od początku swojej działalności nie szczędzący wysiłków w nawracaniu heretyków, szybko przekonał się do zakonu św. Ignacego, którego formacja przypominała wojskową dyscyplinę, połączoną z pogłębionymi studiami teologicznymi i filozoficznymi. Kaznodzieja ze Lwowa pragnął włączyć swoją pracę w organizację mocną i zwartą, wojskową niemal. Odczuwał gorącą potrzebę szerokiej pracy misyjnej na gruncie spustoszonym przez tzw. reformację. Gorąca modlitwa, w której Piotr Skarg nie ustawał, pomogła mu pokonać trudności i wahania związane z podjęciem ostatecznej decyzji o wstąpieniu do S.J.
Dwuletni nowicjat, obowiązujący w zakonie św. Ignacego, odbył Skarga w Rzymie. Kiedy wstępował do zakonu, przyjmował go ówczesny generał Jezuitów – św. Franciszek Borgiasz. Miało to miejsce w miesiąc po śmierci, w tym samym domu zakonnym, św. Stanisława Kostki. Piotr Skarga wstąpił do Societatis Jesu w momencie jego największego rozkwitu. Rozwijało się w tym czasie modlitewne skupienie, asceza oparta na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego i heroiczne poświęcenie jezuickich misjonarzy. Dom nowicjatu, w którym przebywał Skarga, pełny był ojców należących do grona najbliższych uczniów świętego założyciela. Sam Święty Franciszek Borgiasz przedstawił Piotra Skargę Papieżowi św. Piusowi V, jako pierwszego polskiego spowiednika w katedrze św. Piotra.
Niewątpliwie na formację duchową Skargi wpłynęła ta szczególna atmosfera i otoczenie heroicznych zakonników. Każdą rocznicę swojego wstąpienia do zakonu obchodził kaznodzieja ze szczególnym nabożeństwem. Swoje powołanie przypisywał opiece Matki Najświętszej. W jednym z kazań mówił do Niej: „Tyś mnie do służby Syna swego oddała, proszę abyś się za mnie nie wstydziła”.
W służbie Boga na ziemiach litewskich
Po odbyciu nowicjatu, został wysłany do Polski, do Pułtuska, gdzie nękany pokusami w pokorze napisał do generała zakonu: „Niech mi Bóg dopomoże spełnić Ojca wolę, zmysły bowiem zaczęły się burzyć we mnie, tak jestem jeszcze pyszny i niedoskonały. Ale zawsze trzeba walczyć przeciwko nam samym, by wolę Bożą wypełniać”. Po tej udanej bitwie pisał do generała: „z jak największą pilnością i wdzięcznością będę zajmował stanowisko przeznaczone mi przez święte posłuszeństwo”.
Podczas pracy na wschodzie kraju, widział Skarga spustoszenie duchowe wywołane rosnącymi wpływami pierwszej rewolucji – reformacji. „Nie mogę się od łez powstrzymać, kiedy rozważam, jak Bóg z dnia na dzień utwierdza nas w przekonaniu, że powołał nas na Litwę, w celu podniesienia katolickiej wiary” – napisał w liście do generała.
Wobec nieustannych świętokradzkich ataków na Najświętszy Sakrament ze strony protestantów (zdarzały się nawet ataki na księdza idącego do chorych z Najświętszym Sakramentem), Skarga coraz mocniej okazuje swoją wielką cześć do Boga ukrytego pod postaciami chleba i wina. Od przyjęcia Najświętszego Sakramentu zaczynał zawsze ważne prace. W Wilnie szerzył gorący kult Eucharystii, założył Bractwo Najświętszego Sakramentu. Członkowie bractwa mieli obowiązek uczestniczenia w adoracjach i procesjach ku czci Eucharystii, pomagali biednym i odwiedzali chorych. W procesji ze świecami, asystowali kapłanom udającym się z Najświętszym Sakramentem do umierających.
Wzorem pokory i wiernej służby zakonnej był O. Skarga także podczas ciągle powtarzających się, bezpośrednich ataków na jego osobę. Doświadczył tego m.in. w Rydze. „To miasto jakby się sprzysięgło trwać uporczywie przy swojej herezji[…] Z początku bowiem do tego doszło, że mię o mało nie przebito w kościele; często na nas kamieniami rzucano, ale bez rozlewu krwi, czego mi żal” – pisał do generała. Przez całe życie towarzyszyło mu pragnienie męczeńskiej śmierci za Chrystusa. Jak mówił, tylko dzięki tej ofierze mógłby odkupić swoje grzechy. Niewiele też, w na pozór cieszącej się „złotą wolnością” Rzeczpospolitej, brakowało, aby właśnie za świętą wiarę katolicką śmierć ponieść. Kazania i pisma Skargi, zwalczające z olbrzymią gorliwością herezje, stawały się przyczyną wyzwisk i kłamliwych oskarżeń. Licznych gróźb jakie go spotykały, też się nie obawiał, bo chciał bardziej cierpieć dla chwały Zbawiciela. To pragnienie dało znać o sobie, kiedy dowiedział się o męczeńskiej śmierci O. Marcina Laterny utopionego przez rozjuszonych protestantów w wodach Bałtyku. „Któregom za morze, aby za mnie u Króla kazanie o odprawował[…] Ale aby za mię dla prawdy od heretyków umierać miał: tegom mu nie poruczył.[…] A ja jako grzechy moje odkupię” – pytał Skarga, wspominając śmierć Laterny.
Walka z herezją
Wiedział Piotr Skarga, jakie zagrożenie niosą ze sobą liczne wówczas w królestwie polskim herezje. Znał miernotę i nijakość wielu katolików, dlatego krytykował tych flegmatyków „co to jako barszczykowie rzeczy dobrych, świętych, Boskich, sprawiedliwych, popierać y gorąco ich odprawować nie mogą. Ani ciepli ani zimni, ale rozmokli, jako zmokła kokosz, tak się ruszają, nic nie sprawują, y wyrzucenia godni są wedle Pisma”- pisał w „Kazaniach na niedziele i święta”.
Oburzała Skargę ta „oziębłość, nikczemność y ziewanie flegmatyckie katolików niektórych: którzy nie patrzą na koniec, do którego wszystkie herezje zmierzają”. Katolickie na wskroś było jego rozumienie tolerancji. „Wszystkie zaraz heretyctwa wypleść: to niepodobieństwo, zwłaszcza gdzie się zasypało y omieszkało, a gdzie się ich tak namnożyło, iż bez szkody pszenice plewidło być nie może” – pisał Jezuita. Dlatego też jego katolicka tolerancja była znoszeniem, a raczej ścierpieniem herezji. Widział Skarga w szerzących się kacerstwach zgubę dla dusz i rozłam religijny prowadzący do zniszczenia fundamentów katolickiego porządku społecznego.
Skarga nawoływał także duchownych do duchowej wojny z trucizną heretycką. Nie nawoływał jednak do wojny otwartej „bo katholicy iako wołowie, y duże konie, nie czują się w mocy swey, ażeby ie wielki przymus ściskał”. W konfederacji warszawskiej upatrywał ogromnego niebezpieczeństwa, uznawał jednak, że wojna domowa byłaby większym złem, gdyż nie byłoby w niej wygranych i doprowadziłaby do upadku królestwa. W tym też duchu znosił herezję, ale nie zgadzał się na jej uprzywilejowanie i zawsze wskazywał na tragiczne, dla duszy i całego państwa, skutki jej szerzenia. Jednak dla protestanckich dysydentów, takich jak np. Diabeł Stadnicki walka o tolerancję oznaczała zamykanie katolickich kościołów, ich profanacje i napaści na księży głoszących kazania. Konfederacja warszawska, o którą tak walczyli dysydenci, oznaczała w rzeczywistości konieczność brania w obronę, przez katolickiego monarchę, każdego bluźniercy.
W piątym z „Kazań Sejmowych” uczy „Jako katolicka wiara policyj i królestw szczęśliwie dochowywa, a heretyctwo je obala” Herezja nie sprzyja również, zdaniem O. Piotra, sprawiedliwości będącej fundamentem królestwa. W dalszym ciągu Kazania Piątego królewski kaznodzieja poucza, że herezja niszczy i podkopuje autorytet władzy, a w ten sposób uderza w fundamenty państwa. „I teraz są takie między lutry i ewangelki błędy, które nauczają, iż urzędnik, król albo starosta, w grzechu śmiertelnym będąc, urząd traci, i nikt go nie winien słuchać” – pisze Skarga. Wspomina też arian, którzy głosili, że poza Chrystusem nie mają żadnego króla. „Wiara katolicka pilnie i często naucza, aby każdy Boga się bał, a króla czcił, jako Piotr ś. nauczał, aby każdy urzędom, królowi i sprawcom jego podlegał, aby się ich miecza bał, aby o nieposłuszeństwo ku nim sumnienie miał” – odpowiada kaznodzieja.
Kazania, które głosił Skarga, zawsze miały odzwierciedlenie w jego świątobliwym życiu. „Kaznodzieja, gdy sam źle żyje, mało kazaniem zbuduje” – mawiał o posłudze na ambonie. Przed wygłoszeniem każdego kazania prosił w modlitwie o Bożą pomoc i odprawiał pokutne biczowanie. Był także gorliwym czcicielem Matki Bożej. Jej czystość i Niepokalane Poczęcie uznawał za dogmat na długo przed jego ogłoszeniem.
Dzieła miłosierdzia i widzenia ks. Piotra Skargi
O. Piotr przyjeżdżał często do podkrakowskiej Mogiły, aby tam, przed cudownym wizerunkiem Ukrzyżowanego, odprawiać Msze Święte. Podczas jednej z liturgii, której uczestnikami byli wierni, Chrystus Pan przemówił z krzyża do O. Piotra Skargi. Jednakże nikt, oprócz kapłana, nie mógł zrozumieć słów Ukrzyżowanego. Cztery lata przed swoją śmiercią, w trakcie odprawiania Mszy św. miał widzenie niezwykłego światła jaśniejącego wokół Najświętszego Sakramentu. Jak opowiadał, usłyszał wtedy głos: „Daję ci zadatek miłości mojej ku tobie. Przyjmuję cię w jedność ciała mego, abyś był częścią moją nierozdzielną. Czynie cię uczestnikiem dziedzictwa mojego”.
Podczas pracy na wschodzie kraju, widział Skarga spustoszenie duchowe wywołane rosnącymi wpływami pierwszej rewolucji – reformacji. „Nie mogę się od łez powstrzymać, kiedy rozważam, jak Bóg z dnia na dzień utwierdza nas w przekonaniu, że powołał nas na Litwę, w celu podniesienia katolickiej wiary” – napisał w liście do generała.
Nie zabrakło w życiu Skargi dzieł miłosierdzia, do których należą: Arcybractwo Miłosierdzia (celem było urabianie postawy miłosierdzia chrześcijańskiego wśród braci, modlitwa i czyn – cotygodniowa obowiązkowa jałmużna, o prócz tego dobrowolna, do Arcybractwa zapisał się również Zygmunt III Waza wraz z całym swoim dworem) i Skrzynka św. Mikołaja ufundowana przez Mikołaja Zebrzydowskiego, do niej wpłacało się pieniądze na posagi dla biednych a uczciwych dziewcząt.
Prześladowany za wiarę
Nienawiść, jaką wzbudzał swoją postawą wśród heretyków, najlepiej obrazuje napad, jakiego dokonał na nim jeden ze sług księcia Radziwiłła. Jak podają opracowania, sługa protestanta Radziwiłła „najechał go koniem i przyparł do muru, groził mu nagim mieczem i zasypał gradem przezwisk, a wreszcie wypoliczkował”. Po tym wydarzeniu O. Skarga wrócił do klasztoru i powiedział współbraciom, że cieszy się z tej doznanej zniewagi. „Bo ten policzek wymierzono mi dlatego, iżem jezuitą i katolicką wyznawam wiarę” – wyjaśniał powód swojej radości współbraciom. Gdy sam winowajca przyszedł prosić o przebaczenie, O. Skarga nie tylko przebaczył, ale powiedział, że mógłby mu za ten policzek podziękować, gdyby nie obraza Boga i publiczne zgorszenie jakich ów się dopuścił.
Kiedy zarzucano mu mieszanie się do polityki odpowiadał: „Rzecze kto, ksiądz się wdawa w politykę. Wdawa się i wdawać się winien, nie w rządy jej ale, aby jej grzechy nie gubiły i wykorzenione z niej były, a dusze ludzkie w niej nie ginęły”. Państwo porównywał Skarga do ludzkiego ciała, w którym wszystkie jego członki stanowią jeden organizm. Zwieńczeniem ciała i tym co góruje nad całością jest głowa, do której porównuje monarchę. „W ciele ludzkim są dwa przedniejsze członki, którymi się ciało ożywia i umacnia: serce i głowa[…] Religia i stan duchowny w ciele Rzeczpospolitej jest jako serce zakryte i wnętrzne, z którego żywot wieczny pochodzi; a stan królewski jest jako głowa, w której są do rządu członków wszystkich oczy, uszy i inne smysły powierzchne[…] Gdy wiara katolicka i duchowny stan naruszony jest, jako ranne serce, prędką śmierć Rzeczypospolitej przywodzi. Gdy też stan królewski słabieje i boleje, jako głowa chora, władza członów wszystkich gnije i boleje i królestwo upada” – pisze Skarga w szóstym kazaniu. Chwalił monarchię katolicką i panującą w niej hierarchię jako model nawiązujący do Królestwa Niebieskiego i hierarchicznego Kościoła. „Na Kościół nowego testamentu i na zakonodawcę jego patrzmy. Jeślić Chrystus w Kościele swoim monrhiją postawił, pewnie ta jest nalepsza. Bo tak mądry Bóg nasz, w domu swoim, który tak umiłował, nalazłby inny rządzenia obyczaj” – argumentuje kaznodzieja króla.
Tzw. reformacja jako przejaw egalitaryzmu była w tym wypadku jedną z chorób, które toczą organizm państwa, zaszczepiając w nim pogląd o powszechnej równości i odrzuceniu zasady hierarchii.
Zmarł 27 września 1612 roku w Krakowie.
Czarna legenda
Legenda powstała po II wojnie światowej głosiła, że oględziny zwłok Piotra Skargi przeprowadzane przez komisję dla celów beatyfikacji wykazały „że Skarga mógł zostać pochowany żywcem, w stanie śmierci klinicznej lub letargu. Świadczyć o tym miały uszkodzenia kości palców. Te obrażenia sam mógł sobie zadać, oprzytomniawszy w grobie”[10]. Autorami tych interpretacji współcześnie są prof. Zbigniew Mikołejko oraz prof. Janusz Tazbir. Ten ostatni przyznał w 2010 roku, że w swych publikacjach zbyt pochopnie przytoczył te niedostatecznie potwierdzone pogłoski.
Skargę pochowano bowiem w letargu. Skarga obudził się … z tego potwornego snu w sen potworniejszy jeszcze. Sen, w którym – nie mogąc się wydostać z trumny i walcząc nadaremnie o życie – kąsał własne ciało, obgryzał własne dłonie. A może i bluźnił Bogu. Nie ma, nie może być żadnych świadków tego potwornego obudzenia się do potwornej śmierci.(Zbigniew Mikołejko: „Żywoty świętych poprawione”).
Przed procesem beatyfikacyjnym Skargi w 2015 r. przeprowadzono kwerendę, która wykazała, że szczątki Piotra Skargi pierwotnie pochowane w podziemiach kościoła św. Piotra i Pawła w Krakowie w każdą rocznicę śmierci od XVI w. wystawiane były na widok publiczny, otwierano wieko trumny i wynoszono kawałki kości i szat jako relikwie. W XVII wieku przeniesiono pozostałe kości do małej ołowianej trumny. W 1912 r. otwarto trumnę i znaleziono w niej „stos doskonale zachowanych kości i czaszkę na górze”. Protokół z tych oględzin znajduje się w Archiwum Narodowym w Krakowie, sygn. ABM 136, s. 105, 107. W następnych latach (1918 i 1936) oględziny kości przeprowadzali biegli medycyny sądowej m.in. Leon Wachholz.
Proces beatyfikacyjny
Po wcześniejszych zapowiedziach metropolity krakowskiego kardynała Stanisława Dziwisza 12 czerwca 2013 rozpoczął się proces beatyfikacyjny zakonnika. Etap diecezjalny rozpoczął się 8 grudnia 2014, a zakończył 21 czerwca 2016. Podczas uroczystej sesji zamykającej postępowanie diecezjalne procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz powiedział m.in. że: „zrobiliśmy to, co do nas należało i to, co się należało księdzu Skardze. Przekazujemy Stolicy Apostolskiej dokumentację świadczącą o jego świętości pozostawiając ostateczną decyzję Ojcu Świętemu” oraz „oby ksiądz Skarga nie czekał już długo na wyniesienie do chwały ołtarzy. Niech zawsze towarzyszy narodowi polskiemu, z którym tak bardzo był związany poprzez swoje życie, słowo i dzieła miłosierdzia”. Watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, która przejmuje teraz prace nad materiałem, zajmie się m.in. badaniem cudów koniecznych do uroczystego ogłoszenia Skargi błogosławionym.